Strona:PL Sue - Siedem grzechów głównych.djvu/731

Ta strona została skorygowana.

Starzec ślepy, z twarzą czcigodną i smętną, otoczoną długim siwym włosem, spadającym na jego ramiona, siedział w wygodnem krześle i trzymał na kolanach dwoje dzieci, małego trzyletniego chłopczyka i pięcioletnią dziewczynkę, dwoje aniołków pełnych powabu i wdzięków; chłopczyk, rumiany brunet z wielkiemi czarnemi oczyma, zamyślony spoglądał od czasu do czasu z zadowoleniem ma swoją ładną bluzę, z jasnoniebieskiego kaszmiru i na swoje świeże białe majteczki; szczególniej jednak cieszył się swojemi jedwabnemi pończoszkami w karmazynowe paski i safjanowemi czarnemi trzewiczkami z dużemi kokardami.
Dziewczynka, imieniem Magdalena, tak nazwana na pamiątkę serdecznej przyjaciółki swej matki, która ją nawet do chrztu trzymała, blondynka, i rumiana, miała śliczne niebieskie oczy i ubrana była w białą sukienkę; ramiona jej, ręce i nogi były obnażone; tylko na nóżkach miała krótkie szkockie pończoszki. Powiedzieć, ile było dołeczków na tych ramionach, na tych rączkach, na tej buzi pełnej, cery tak świeżej i czerstwej, to potrafiłaby tylko matka, a matka tych dwojga pięknych dzieci musiała o nich dobrze wiedzieć.
Stojąc oparta o poręcz krzesła, ma którem siedział niewidomy starzec, przysłuchiwała się, z tą powagą, którą zwykle okazuje matka w podobnym razie, szczebiotaniu dwóch ptasząt, które dziadek trzymał na swoich kolanach, a które zapewne opowiadały mu coś nader ważnego, gdyż oboje razem mówili tym dziecinnym językiem, który matki z taką przenikliwością umieją odgadywać.
Pani Zofja Dutertre miała najwyżej dwadzieścia pięć lat; chociaż twarz jej była lekko naznaczona ospą, chociaż możnaby znaleźć rysy regularniejsze i daleko piękniejsze od jej rysów, trudnoby jednakże było wyobrazić sobie twarz powabniejszą, milszą i więcej pociągającą od jej twarzy, uśmiech słodszy od jej uśmiechu; był to prawdziwy ideał uroku i życzliwości. Śliczne włosy, zęby jak perły,