— Z ciebie jest prawdziwy Champdlljon[1] matek! — zawołał Karol Dutertre, gdy tymczasem starzec powiedział do dwojga dzieci:
— Nie, dziś nie jest niedziela, moje dzieci, tylko dzień uroczysty.
Tu Zofja znowu musiała wystąpić i powtórnie zostać tłumaczem.
— One się właśnie pytają, dlaczego to jest święto, mój ojcze?
— Dlatego, że zobaczymy naszego przyjaciela — odpowiedział starzec z uśmiechem nieco wymuszonym — a kiedy odwiedza nas przyjaciel, to zawsze jest święto, moje dzieci.
— Ale, ale, a woreczek? — rzekł Dutertre do swej żony.
— Zobacz go — odpowiedziała wesoło Zofja, pokazując na stoliku małe papierowe pudełko, otoczone różowemi wstążeczkami, czy myślisz, że ja zapomniałabym o naszym kochanym panu Paskal, o naszym zacnym dobroczyńcy.
Dziadek, zwracając się wtedy do małej Magdalenki, rzekł do miej, całując ją w czoło:
— Oczekujemy pana Paskala, wiesz o tem, pana Paskala.
Magdalena podniosła znowu swoje duże oczy, rysy jej przybrały wyraz pewnej trwogi i, wstrząsnąwszy smutnie główką, powiedziała:
— On taki, zły...
— Pan Paskal! — zawołała Zofja.
— O! tak — odpowiedziało dziecię.
— Ale — dodała młoda matka — dlaczegóż ty myślisz, moja Madziu kochana, że pan Paskal jest zły?
— Co znowu Zofjo — rzekł Karol Dutertre z uśmie-
- ↑ Champolljon sławny archeolog francuski.