Zofja słuchała pana Paskala z prawdziwym smutkiem i pomieszaniem, wierzyła bowiem i słusznie nawet wierzyła w rzeczywistość miłości, albo raczej niezwalczonej namiętności i zapałów, jakie nim owładnęły; dlatego też odpowiedziała głosem niepewnym i bolesnym, ponieważ niemało ją kosztowało zniweczyć nadzieje, które uważała za uczciwe:
— Mój kochany i biedny panie Paskal, wyznaję z największym żalem, że nie mogę wywiązać się z tej pierwszej przysługi, której pan ode mnie żąda; nie potrzebuję nawet panu mówić, jak nad tem ubolewam.
— Cóż w tem jest niepodobnego?
— Wierzaj mi pan, porzuć myśl o tem małżeństwie.
— Czy panna Antonina nie zasługuje...
— Antonina jest prawdziwym aniołem, znam ją bowiem od samego dzieciństwa. Niema na świecie lepszego serca, lepszego charakteru.
— Właśnie to, co mi pani mówi, tem większe budzi we mnie pragnienie, jeżeliby ono być mogło jeszcze większem.
— Jeszcze raz powtarzam panu, ten związek jest niemożliwy.
— Ale... dlaczegóż?
— Najprzód, pomyśl pan nad tem, Antonina ledwie zaczęła rok szesnasty, a pan...
— A ja mam lat trzydzieści osiem; czy o to idzie?
— Różnica wieku jest bardzo wielka, sam pan rozumie. Ponieważ zaś nie radziłabym ani własnej córce, ani siostrze mojej wchodzić w tak niestosowny związek, nie mogę także doradzać tego i Antoninie, nie chciałabym bowiem za żadną cenę, ani jej, ani pana nieszczęścia.
— O! pani bądźże zupełnie spokojną, ja pani ręczę za moje szczęście, tak, za moje.
— A za szczęście Antoniny?
— Bah! bah! dla kilku lat więcej lub mniej...
— Kochany panie Paskal, ja poszłam za mąż z miło-
Strona:PL Sue - Siedem grzechów głównych.djvu/759
Ta strona została skorygowana.