Strona:PL Sue - Siedem grzechów głównych.djvu/771

Ta strona została skorygowana.

— W przyszłą sobotę przypada nam termin wypłaty, nieprawdaż mój kochany panie Dutertre; pozwól, żebym cię zawsze tak nazywał, pomimo wszystkiego, co między nami zaszło...
— Bogu dzięki, ulitował się przecież — pomyślał Dutertre, i odpowiedział — tak jest, panie.
— Sam to pojmujesz, kochany panie Dutertre — mówił dalej Paskal — że nie chciałbym wcale stawiać cię w kłopocie, znam ja dobrze banki paryskie, a w obecnym stanie przesilenia handlowego, nie znalazłbyś nigdzie ani szeląga kredytu, zwłaszcza, skoroby się dowiedziano, że i ja zamknąłem ci mój kredyt, ponieważ zaś liczyłeś na moją kasę dla zadośćuczynienia niektórym zabowiązaniom... nieprawdaż?
— Karolu, jesteśmy ocaleni — szepnęła Zofja wzruszonym głosem — to tylko była próba.
Dutertre uderzony tą myślą, która zdawała mu się tem więcej prawdopodobną, że ją sam już poprzednio podzielał, nie wątpił teraz o swojem ocaleniu; serce jego zaczęło bić gwałtownie, jego zmienione rysy wypogodziły się nieco i w nadzwyczajnem wzruszeniu swojem, jąkając się, odpowiedział:
— Rzeczywiście, panie, ślepo ufając przyrzeczeniu pana, liczyłem jak zwykle na kredyt u niego.
— Otóż! mój kochany panie Dutertre, nie chcąc narażać cię na nieprzewidziany kłopot, jakem ci to właśnie powiedział, i ponieważ ci jeszcze pozostaje osiem dni czasu, postąpisz bardzo dobrze, że się gdzieindziej zabezpieczysz i że na mnie pod żadnym względem rachować nie będziesz.
Teraz dopiero Paskal zamknął drzwi i oddalił się.
Doznany zawód tak gwałtownie i boleśnie dotknął Karola, że upadł na krzesło blady, bezsilny i, zakrywszy twarz rękoma, zawołał pośród głośnego łkania:
— Zginąłem... zginąłem...
— A nasze dzieci — zawołała Zofja przerywanym