Ta strona została skorygowana.
głosem, rzucając się na kolana swego męża — nasze biedne dzieci!
— Karolu — rzekł nareszcie starzec, wyciągając ręce i zbliżając się chwiejnym krokiem do swego syna — Karolu, mój synu drogi, nie trać odwagi.
— O! mój ojcze, to nasz upadek, bankructwo — mówił nieszczęśliwy Karol, wśród konwulsyjnego łkania. — Nędza! o! mój Boże! nędza dla nas wszystkich.
Dziwne przeciwieństwo podniosło jeszcze tę boleść do najwyższego stopnia; dwoje wesołych, krzykliwych dziatek wbiegło w tej chwili do salonu, wołając z całego gardła:
— To Magdalena! To Magdalena!