które Zofja mu zawdzięcza. A więc do prędkiego zobaczenia — dodała margrabina, wyciągając swą rękę do Karola z poruszeniem ujmującej serdeczności.
Mąż Zofji pierwszy raz zawstydził się rąk swoich, sczerniałych od pracy; zaledwie też ośmielił się uścisnąć koniuszek małych, różowych paluszków Magdaleny, i na to dotknięcie zadrżał nieznacznie; palący rumieniec wystąpił mu na czoło, i, chcąc ukryć swój niepokój i pomieszanie, ukłonił się głęboko przed margrabiną i wyszedł za swoim ojcem.
Od samego początku tej sceny, dwoje dzieci Zofji, trzymając się za ręce i zasłonięte w połowie przez ich matkę, przy której stały, przypatrywały się z coraz większą ciekawością obcej damie.
Margrabina spostrzegłszy dopiero teraz ich obecność, zawołała, spoglądając na swą przyjaciółkę:
— Twoje dzieci! mój Boże, jakież one ładne! o! musisz z nich być bardzo dumną!
I uklękła przed dziećmi, ażeby się z niemi zrównać niejako; poczem odgarnąwszy ręką jasne wijące się pukle, zasłaniające czoło i oczy swej małej córki chrzestnej, której główka była w połowie pochylona, margrabina, uniósłszy drugą ręką jej bródkę, i wpatrując się czas jakiś w tę śliczną, świeżą i rumianą twarzyczkę, ucałowała lica, oczy, czoło, włosy i szyję dziecięcia z macierzyńską czułością.
— I ty, mój śliczny cherubinie, nie bądź zazdrosny — dodała, zbliżając ciemną główkę chłopczyka do pięknej twarzyczki jego siostry i obdzielając oboje swemi pieszczotami.
Zofja Dutertre aż do łez wzruszona, uśmiechała się smutnie na ten widok, gdy wtem margrabina, zostająca ciągle jeszcze na kolanach, podniósłszy oczy swoje do niej i tuląc do siebie dwoje jej dzieci, rzekła:
— Nie uwierzysz temu, Zofjo, że ściskając i całując te aniołki, pojmuję, czuję prawie to szczęście, jakie ty
Strona:PL Sue - Siedem grzechów głównych.djvu/776
Ta strona została skorygowana.