miał udzielić Antoninie, że nie miał siły przerwać jej mowy; teraz dopiero zdołał powiedzieć tkającym głosem:
— Antonino, zginęliśmy!
— My?
— Ja wyjeżdżam...
— Ty wyjeżdżasz?
— Książę zniewala mnie do tego.
— O! mój Boże! — szepnęła Antonina, blednąc i opierając się o poręcz darniowej ławeczki, o mój Boże!
I nie mogąc ani jednego słowa więcej wymówić zalała się gorzkiemi łzami. Nareszcie, po chwili bolesnego milczenia, rzekła:
— A jednak spodziewałeś się uzyskać pozwolenie księcia?
— Niestety! spodziewałem się uzyskać je, skorobym mu tylko powiedział, jak cię kocham, jak zasługujesz na tę miłość. Lecz książę był nieubłaganym.
— Wyjedziesz! my się rozłączymy Franciszku — powtórzyła Antonina głosem, stłumionym ciężkiem łkaniem — nie, to być nie może; rozłączyć nas, byłoby to toż samo, co chcieć ażebyśmy oboje umarli ze zmartwienia. A książę tego nie chce.
— Wola jego jest nieugięta. Ale cokolwiek nastąpi — zawołał Franciszek, padając na kolana przed dziewicą — tak jest, chociaż tu jestem obcy, bez rodziny, bez żadnych środków, zostanę tu wbrew księcia. Uspokój się tylko, Antonino.
Franciszek nie mógł nic więcej powiedzieć, ujrzał bowiem zdaleka jakieś światło, a potem głos zawołał z pewną obawą:
— Panno Antonino.
— Mój Boże! to gospodyni mego stryja! ona mnie szuka — rzekła dziewica, poczem powiedziała do Franciszka — Franciszku, ja umrę, jeżeli ty odjedziesz i zniknęła tam, gdzie widać było zbliżające się światło.
Strona:PL Sue - Siedem grzechów głównych.djvu/804
Ta strona została skorygowana.