— A kardynał-legat! Cóż pani na to powie?
— Wasza Cesarska Wysokość nie może mi czynić wyrzutów, żem wpłynęła na jego duszę.
— Jakto, mało pani poniżyła charakter tego księcia kościoła? Tego kapłana, dotąd tak surowego, tego męża stanu, który od dwudziestu lat był postrachem ludzi bezbożnych i rewolucjonistów, wystawiła go pani na wzgardę, na nienawiść ludzi przewrotnych, i gdyby nie nadspodziewana pomoc, byliby go może zamordowali; nakoniec, o mało nie doprowadziła pani do powstania w Bolonji.
— Ah! Wasza Książęca Mość pochlebia mi.
— I pani śmie jeszcze stawić się przed księciem, któremu tyle zależy na spokoju Włoch i Niemiec! Pani śmie przychodzić do mnie z prośbą, o co? o rzeczy, które sama uważasz za niemożliwe, albo przynajmniej na pół niemożliwe? Zresztą, jakimże to tonem zanosi pani do mnie tę dziwną prośbę? Tonem poufałym, szyderskim jak gdybyś była pewną, że wszystko ode mnie otrzymasz! Lecz uprzedzam panią, że nie jestem wcale podobny ani do poety Mozera-Hartmana, ani do kardynała legata, ani do tylu innych ludzi, których pani oczarowała, jak mówią; bo zaprawdę, możnaby zwątpić, czy to jest we śnie czy na jawie. Lecz kim pani jesteś, że się uważasz za wyższą nad wszelkie uszanowanie, nad wszelkie obowiązki, ażeby się ośmielić uważać mnie za równego sobie, mnie, którego równi mi książęta z familji królewskiej, traktują z uszanowaniem?
— Niestety! Mości Książę, jestem tylko biedną wdową — odpowiedziała Magdalena, odkrywając zasłonę, która aż dotąd zakrywała jej oblicze przed wzrokiem arcyksięcia.
Strona:PL Sue - Siedem grzechów głównych.djvu/813
Ta strona została skorygowana.