wieka rozumnego... i człowieka szlachetnego, jestem tego pewny.
— Co pan mówi?
— Oto, pani margabino, nie widziałem jeszcze pani wekslu — i otworzył go — założę się, że to idzie o jaką nędzną lichotę. Rzeczywiście... byłem tego pewny... czterdzieści tysięcy franków... Cóż taka kobieta jak pani zrobi z taką drobnostką w Paryżu... Ah!... ah!... czterdzieści tysięcy franków... to tylko arcyksiążę niemiecki zdobyć się może na podobną wspaniałość.
Z początku Magdalena słuchała Paskala, nie rozumiejąc go wcale. Wkrótce jednak pojęła myśl jego, uważał ją za kochankę księcia, żyjącą z jego szczodrobliwości; żywy rumieniec wystąpił na lica Magdaleny. Potem chwila namysłu uspokoiła ją, i była nawet wdzięczną Paskalowi za jego domysł; dlatego też odpowiedziała z lekkim uśmiechem:
— Jak uważam... pan nie lubi księcia.
— Nienawidzę go! — zawołał Paskal zuchwale, zachęcony uśmiechem margrabiny, i sądząc że postąpi po mistrzowsku biorąc się odrazu do rzeczy. — Nie cierpię tego przeklętego księcia, gdyż on posiada skarb, który chciałbym mu wyrwać chociażby ceną wszystkich moich bogactw...
I Paskal pałającym wzrokiem rzucił na Magdalenę, która mu odpowiedziała:
— Skarb?... nie sądziłam, ażeby książę był tak bogaty... kiedy udawał się do pana... o pożyczkę.
— Pani — odpowiedział Paskal po chwili milczenia — tym skarbem... pani jesteś.
— Co znowu, pan mi pochlebia i upewniam pana... że uważasz księcia za daleko bogatszego aniżeli jest rzeczywiście.
— Pani — odpowiedział Paskal po chwili milczenia — przystąpmy prosto do rzeczy, to najlepsza metoda.
Strona:PL Sue - Siedem grzechów głównych.djvu/876
Ta strona została skorygowana.