podeszła pieszczotami... pochlebstwem... byłabyś mnie ujęła obietnicami... zdolny byłem do wszystkiego...
— Powinieneś pan wiedzieć, że nikt się nie poniży, chociażby czegokolwiek miał żądać od pana Paskala, nawet niepodobna nikomu udawać chęci podejścia pana Paskala. Trudno upodlić się tak dalece; nakazuje mu się tylko, ażeby naprawił czyn niegodny, i on go naprawia... zniewolony... przymuszony... do tego, a potem znowu się panem Paskalem pogardza jak dawniej, dziś, wczoraj... jutro jak dzisiaj...
— Co za szaleństwo — zawołał finansista odurzony, prawie przerażony tym wyrazem przekonania, jaki przebijał w mowie Magdaleny, pytając samego siebie, czy ona czasem nie wie o jakim skrytym jego czynie, którymby go potępić mogła. Lecz człowiek ten chytry i przezorny, jak zręczny złoczyńca uspokoił się wkrótce po szybkiem roztrząśnieniu swego sumienia i dodał: A zatem gotów jestem być posłusznym... jeżeli mnie pani do tego zniewoli... czekam...
— Nie będzie to trwać długo.
— Czekam... czekam....
— Widziałam przy ulicy, na której pan mieszka, kilka mieszkań do najęcia. Wprawdzie niema w tem nic nadzwyczajnego, mój panie Paskal; lecz przypadek zrządził że znalazło się bardzo ładne pierwsze piętro prawie naprzeciwko tego domu.
Paskal spojrzał na Magdalenę jakby odurzony.
— Mieszkanie to najmuję dla siebie i jutro wprowadzam się do niego.
Jakieś wątpliwe przeczucie ogarnęło finansistę, zbladł.
Utkwiwszy palące spojrzenie w finansiście, Magdalena mówiła dalej:
— W każdej chwili we dnie i w nocy, będziesz pan wiedział że ja tam jestem. Nie będziesz mógł wyjść z domu ani wrócić do niego, nie przechodząc około moich okien, w których często znajdować się będę, ja dosyć
Strona:PL Sue - Siedem grzechów głównych.djvu/881
Ta strona została skorygowana.