towność charakteru przebijała się w najmniejszem jego poruszeniu; należał on do liczby tych ludzi, którzy czując potrzebę nieustannego ruchu, mają, jak się mówi, ogień w żyłach swoich, i nie mogą jednej chwili pozostać na miejscu, chwytając skwapliwie za najmniejszy powód, żeby tylko działać; zdawało się, że on jednocześnie na dziesięciu znajdował się miejscach i że jego przeznaczeniem było rozwiązać dwa zadania: wiecznego ruchu i wszędybytu.
Była druga godzina po południu, a pan de Luceval wstawszy o świcie (sypiał najwyżej cztery lub pięć godzin), zwiedził już połowę Paryża pieszo lub konno. Wszedłszy do sypialni swej żony, pan Luceval znalazł w niej jednę z jej służących.
— I cóż! rzekł — czy pani już wróciła? czy ubrana? czy już gotowa?
— Pani margrabina wcale nie wychodziła — odpowiedziała panna służąca Liza.
— Jakto? pani nie wychodziła o jedenastej?
— Nie, panie, gdyż wstała dopiero o pół do pierwszej.
— No proszę, więc i tym razem, znowu nic z tego nie będzie! — rzekł pan de Luceval, tupnąwszy nogą z niecierpliwości; poczem dodał — ale przynajmniej pani jest ubrana?
— O, nie, panie!... Pani jeszcze jest w negliżu... nawet nic mi pani nie mówiła czy miała wyjść dzisiaj.
— Gdzież ona jest? — zawołał pan de Luceval.
— W małym salonie.
W chwilę potem, pan de Luceval z łoskotem wszedł do ubieralni, gdzie jego bezczynna żona leżała niedbale w swoim fotelu; było jej w nim tak dobrze, tak dobrze... że nie miała odwagi odwrócić głowę, żeby zobaczyć kto wszedł do pokoju.
— Doprawdy, Florencjo — rzekł pan de Luceval — tego już znieść niepodobna...
Strona:PL Sue - Siedem grzechów głównych.djvu/904
Ta strona została skorygowana.