— Wiesz, Florencjo, ja głowę stracę... ja oszaleję.
— Słucham, mów prędzej, cóż mogę ci uczynić?
— Czy masz tutaj... papier i pióro?
— Znajdziesz wszystko na tym stole.
— Pisz więc, co ci podyktuję. Błagam cię, możesz mnie przez to ocalić.
— Ten papier jest z moją cyfrą, czy to nic nie szkodzi?
— Przeciwnie, to doskonale, ponieważ ty do mnie piszesz...
— Dobrze, Walentyno, dyktuj, dyktuj, ja czekam.
Pani d’Infreville podyktowała co następuje, głosem wzruszonym i przerywając sobie od czasu do czasu z powodu silnego wzruszenia:
„Tak byłam uradowana, droga Walentyno, naszym długim i rozkosznym dniem wczorajszym, dniem, który w niczem nie ustępował naszej przeszłej środzie, że choćbym się miała okazać samolubem i natrętną, chcę prosić cię o poświęcenie mi i niedzieli“.
— I niedzieli... — powtórzyła Florencja, nadzwyczajnie zdziwiona takim początkiem.
Pani d’Infreville dyktowała dalej:
„Program nasz będzie tenże sam“.
— Podkreśl wyraz program — dodała młoda kobieta z gorzkim uśmiechem — to tylko żart — poczem dyktowała znowu:
„Program nasz będzie tenże sam: Śniadanie o jedenastej, przechadzka w twoim ładnym ogrodzie, robota krzyżowa, muzyka i rozmowa do godziny siódmej, potem obiad, a następnie przejażdżka w alejach lasku Bulońskiego otwartym powozem jeśli pogoda będzie piękna, i odwieziesz mnie tak, jak wczoraj“.
„Odpowiedz mi tak lub nie, staraj się jednak, ażeby mogło być tak, a uszczęśliwisz bardzo twoją kochającą cię Florencję“.
— I uszczęśliwisz bardzo twoją kochającą cię Flo-
Strona:PL Sue - Siedem grzechów głównych.djvu/915
Ta strona została skorygowana.