— Jeszcze raz, Walentyno, obwiniasz się niesłusznie, nie tyle myślałaś o sobie, co o matce twojej.
— A matka moja mniej myślała o sobie, niż o mnie. Słuchaj, Florencjo, bogactwo pana d’Infreville uczyniło łatwiejszem moje posłuszeństwo; z początku poddawałam się memu losowi. Po upływie pewnego czasu mąż mój zbyt cierpiący, ażeby się mógł oddalać z domu, doznał wielkiego polepszenia w zdrowiu, może wskutek moich starań; ale odtąd postępowanie jego zmieniło się zupełnie; nie widywałam go już prawie wcale, żył poza domem, a wkrótce dowiedziałam się nawet, że miał kochankę...
— Ah! biedna Walentyno!
— Dziewczynę znaną w całym Paryżu; mój mąż utrzymywał ją świetnie, i tak jawnie, że o zgorszeniu tem dowiedziałam się z publicznych wieści. Odważyłam się zwrócić uwagę panu d’Infreville, nie z zazdrości, Bóg mi świadkiem! lecz prosiłam go, żeby przez wzgląd na mnie, na przyzwoitość, starał się przynajmniej pozorów nie obrażać. Lecz samo umiarkowanie tych wyrzutów obraziło mego męża; zapytał mnie z oburzającą pogardą, jakiem prawem mieszam się do jego postępowania. Przypomniał mi w obelżywy sposób, że powinnam mu być wdzięczną za mój dotychczasowy los, do którego nigdy nie mogłabym rościć prawa, i że ożeniwszy się ze mną bez żadnego posagu, spodziewał się, że nie będę mu czynić żadnych wyrzutów.
— To okropne... haniebne!
— Ale, mój panie, odpowiedziałam, ponieważ tak jawnie uchybiasz twoim obowiązkom, cóżbyś powiedział, gdybym i ja zapomniała o moich?
„Nie może być porównania między mną, a tobą, odpowiedział mi. Jestem panem, ty powinnaś być posłuszną; zawdzięczasz mi wszystko, ja tobie nic nie jestem winien; zapomnij tylko o twoich obowiązkach, a wyrzucę
Strona:PL Sue - Siedem grzechów głównych.djvu/920
Ta strona została skorygowana.