Strona:PL Sue - Siedem grzechów głównych.djvu/934

Ta strona została skorygowana.

— Prawda.
— Otóż wada moja przybrała niesłychane rozmiary, tak niesłychane, że zamieniła się prawie w zaletę.
— Cóż to znaczy?
— Wyobraź sobie, że zamiast chęci naśladowania, czuję największą litość dla tych nieszczęśliwych kobiet, które szalone upodobanie w świecie i jego rozkoszach rzucają w odmęt rozrywek i przyjemności, o których samo wspomnienie dreszczem mnie przejmuje; gdyż niestety, widziałyśmy przecie te nieszczęśliwe! te dobrowolne męczenniczki, udające się codziennie na trzy i cztery bale lub wieczory, nie rachując w to rozmaitych innych widowisk! Teraz dopiero biegać do swoich szwaczek, modniarek, kwiaciarek! ubierać się, rozbierać, przymierzać suknie, dać sobie wydzierać włosy, więzić się w sznurówkach, zmieniać toaletę trzy razy dziennie, walcować, galopować, polkować, o! to oszaleć trzeba! Nie! trzeba mieć żelazne członki i olbrzymią siłę, ażeby się poddawać takiemu ruchowi. Ah! Walentyno, Walentyno, jakaż to różnica pomiędzy tym szałem rozrywek, z których jedna tylko na śmierćby mnie zamęczyła, a tym rozkosznym spoczynkiem, jakiego w tym fotelu kosztuję, gdzie życie moje przepędzam znajdując niewyczerpaną słodycz w bezczynnem wpatrywaniu się w niebo, w drzewa, w słońce, i będąc zupełnie szczęśliwą, że mogę pieścić się zimą przy moim kominku, gdy tymczasem przejmujący mróz skrzypi na dworze pod memi oknami. Ale Walentyno — dodała młoda kobieta, przypatrując się ze zdziwieniem swej przyjaciółce — co ci jest? To niespokojne spojrzenie... to wzruszenie... Walentyno, jeszcze raz pytam... błagam cię... odpowiedz mi.
Po chwili milczenia, pani d’Infreville, przetarłszy ręką czoło, rzekła głosem lekko wzruszonym.
— Posłuchaj... końca mego opowiadania, Florencjo... odgadniesz sama to... czego nie mogę... czego nie śmiem powiedzieć ci w tej chwili..