nym na górę, inna, dosyć ciekawa scena odbywała się w domu przyległym, którego parter zajęty był na kawiarnię.
Kawiarnia ta, mało uczęszczana, posiadała w obecnej chwili jednego tylko gościa, siedzącego przed stołem, na którym stały karafka z wodą, cukier i kieliszek absyntu.
Osobą, która dopiero przed chwilą przybyła, był mężczyzna, mający najwyżej lat trzydzieści, chudy, żylasty, ogorzałej cery, o ruchach porywczych, wziął kilka gazet, jednę po drugiej, jakgdyby je przeglądał. Palił przy tem cygaro, lecz myśl jego błąkała się widocznie gdzieindziej i nie wiązały go bynajmniej przedmioty, które czytał, jeżeli nawet czytał; zdawał się być dotknięty jakimś głębokim smutkiem, połączonym kiedy niekiedy z wielkiem rozdrażnieniem, które objawiało się w jego gwałtownych ruchach; właśnie w jednem takiem poruszeniu rzucił z niechęcią na marmurowy stół ostatnią gazetę, którą przeglądał. Po chwili namysłu przywołał nareszcie markiera głosem nakazującym i niechętnym.
Markier, człowiek z głową pokrytą szronem siwizny, przybiegł natychmiast.
— Markier! nalej mi kieliszek absyntu — rzekł gość do niego.
— Ale, panie, wszakże kieliszek pański jeszcze jest pełen.
— To prawda. — I wypróżnił kieliszek, który markier napełnił znowu.
— Powiedz mi — rzekł mężczyzna z cygarem — wszakże ta kawiarnia należy do domu pod numerem 59?
— Tak jest, panie.
— Czy chcesz zarobić sto soldów? — dodał gość.
A gdy markier patrzył na niego ze zdiwieniem, powtórzył
— Pytam cię, czy chcesz zarobić sto soldów?
— Ja... panie... lecz...
— Chcesz czy nie?
Strona:PL Sue - Siedem grzechów głównych.djvu/959
Ta strona została skorygowana.