szała szybki chód za sobą, a potem ujrzała kogoś obok niej przechodzącego.
Był to właśnie ten sam mężczyzna, który, uszedłszy jeszcze ze dwadzieścia kroków naprzód, zwrócił się prosto ku młodej damie. Ta nagle zboczyła na lewo, lecz nieznajomy udał się w tęż samą stronę, zbliżył się do niej śmiało i, zdjąwszy kapelusz, rzekł z największą grzecznością:
— Przepraszam panią stokrotnie, że ośmielam się zaczepić panią w ten sposób.
— Prawdziwie... ja... nie mam zaszczytu znać pana.
— Pozwól mi, pani, jedno tylko uczynić pytanie.
— Ależ... panie... ja nie wiem...
— Nie potrzebowałbym nawet czynić tego pytania, gdybyś tylko pani raczyła podnieść swą zasłonę.
— Panie...
— Nie sądź pani, że czynię to skutkiem natrętnej ciekawości; niezdolny jestem dopuścić się takiego postępku; ale przed chwilą dopiero, przechodząc obok pani na ulicy Vaugirard, zdawało mi się, że miałem już szczęście spotkać panią gdzieindziej, a ponieważ było to w okolicznościach nadzwyczajnych...
— Ah! panie — odpowiedziała dama w żałobie, przerywając nieznajomemu — jeśli mam wyznać prawdę, zdaje mi się także...
— Że mnie pani już dawniej widziała?
— Tak jest.
— W Brazylji? przed ośmiu miesiącami?
— O kilka mil od Valparaiso.
— Na schyłku dnia?
— Nad brzegiem jeziora, otoczonego skałami.
— Kiedy banda cyganów uderzyła na pojazd, w którym pani się znajdowała.
— Lecz przybycie licznego orszaku podróżnych jadących na mułach, których dzwonki słychać już było od
Strona:PL Sue - Siedem grzechów głównych.djvu/967
Ta strona została skorygowana.