pewnego czasu, spłoszyło tych rabusiów. Orszak ten przybywający z Valparaiso, spotkał się z nami.
— Podobnie jak panią przed chwilą spotkałem na ulicy Vaugirard — dodał nieznajomy z uśmiechem — i dla większego bezpieczeństwa, jeden z podróżnych ofiarował się z trzema innymi ludźmi towarzyszyć osobom, znajdującym się w powozie do najbliższej wioski.
— Tym zaś podróżnym pan byłeś. Teraz przypominam to sobie doskonale, chociaż miałam przyjemność widzieć pana przez krótką tylko chwilę, gdyż w Brazylji noc bardzo prędko zapada...
— I noc ta była bardzo ciemna, kiedyśmy przybyli do wsi Balameda, jeżeli sobie dobrze przypominam.
— Nie pamiętam nazwiska tej wioski; lecz zachowałam w żywej pamięci i nigdy nie zapomnę uprzejmej usługi pana, gdyż odprowadziwszy nas do samej wsi, musiałeś pan później gonić za swoim orszakiem, który, jak mi się zdaje, udawał się w stronę północną?
— Tak jest, pani.
— I spodziewam się, że go pan dopędziłeś bez żadnego przypadku? Myśmy się bowiem bardzo obawiali o pana. W okolicach tych drogi są tak niebezpieczne, tyle tam przepaści, a potem i owi rozbójnicy mogli jeszcze czatować w skałach.
— Nie, pani, połączyłem się z moim orszakiem bez najmniejszego przypadku, tylko mój muł musiał nieco przyśpieszyć kroku.
— Rzeczywiście, przyznaj pan, że to szczególne zdarzenie, ażeby w ogrodzie Luxemburskim odnawiać znajomość zabraną w pustyniach Brazylji.
— I bardzo szczególne, pani. Ale oto śnieg zaczyna padać; czy pani pozwoli ofiarować sobie rękę i mój parasol? będę miał zaszczyt odprowadzić panią, jeżeli pani zezwoli, do pierwszego placu gdzie znajdziemy dorożkę.
— Doprawdy panie, nadużywam grzeczności pańskiej — odpowiedziała młoda kobieta, przyjmując ofiarę nie-
Strona:PL Sue - Siedem grzechów głównych.djvu/968
Ta strona została skorygowana.