ziewnie osiadł przez chwilę na różanych ustach tej pięknej istoty.
Wkrótce atoli, wyrzucając sobie zapewne te leniwe żale i to zbyt wielkie przywiązanie do swego mieszkania, Florencja włożyła śpiesznie kapelusz na głowę, okryła się salopką, przypięła swoje maleńkie kalosze, wzięła parasol w rękę, zapaliła małą latarkę, zgasiła lampę i lekko przebiegła na dół wszystkie cztery piętra.
W tej chwili czwarta godzina uderzyła na wieży Luxemburskiej.
— Mój Boże, już czwarta godzina — rzekła Florencja zszedłszy ze schodów, poczem swoim miłym i świeżym głosem zawołała — proszę mi otworzyć.
Wkrótce potem zamknęły się za nią drzwi domu.
Grudzień zbliżał się już ku końcowi.
Noc była bardzo ciemna, przeraźliwy i zimny wiatr huczał po pustych ulicach, oświeconych jeszcze gdzie niegdzie gazowemi latarniami.
Gdy pani de Luceval wyszła, kaszlnęła lekko jak gdyby dawała umówiony znak.
Odpowiedziano jej głośniejszem nieco i męskiem: hum... hum.
Ale noc była tak ciemna, że Florencja zaledwie mogła dojrzeć Michała, który, wyszedłszy z domu przed chwilą, i stojąc na drugiej stronie ulicy, odpowiadał w ten sposób swojej sąsiadce.
Wtedy dopiero oboje nie przemówiwszy do siebie ani jednego słowa, puścili się w dalszą drogę, on idąc chodnikiem lewym, ona — prawym.
Na pół godziny przed wyjściem Michała Renaud z mieszkania, zatrzymała się jakaś dorożka w niewielkiej odległości od domu, naznaczonego numerem 57.
W dorożce siedziała młoda kobieta, odziana w ciepłe futro, która powiedziała do stangreta:
— Gdy ujrzysz wychodzącego z tego domu jakiego
Strona:PL Sue - Siedem grzechów głównych.djvu/980
Ta strona została skorygowana.