Michał i Florencja opatrzeni byli dobrze przeciwko zimnu; ta w swoim kapeluszu i salopie, tamten w paltocie i szerokiej chustce wełnianej, która mu prawie aż na oczy sięgała, nie widzieli jeszcze wcale, co się za nimi działo, i starali się tylko spojrzeć na siebie wzajemnie, przechodząc pod latarniami i zmierzając ciągle ku ulicy Delfiny.
Mężczyzna w płaszczu, cały zakapturzony, jak mówią Hiszpanie, i pogrążony w głębokiem zamyśleniu, dosyć późno spostrzegł, że jakaś kobieta zdążała za mężczyzną, idącym z przeciwnej strony Florencji; w tej porze zbyt mało bywa przechodniów, ażeby się mógł omylić co do manewrów kobiety w futrze; ale jakież było jego zdziwienie, kiedy przy słabem świetle latarni zdawało mu się, jak gdyby poznawał z wysokiego wzrostu, lekkiego chodu i żałobnego kapelusza kobietę, którą wczoraj dopiero odprowadził dorożką na ulicę Rivoli.
To nowe spotkanie, po wczorajszem widzeniu się, w okolicznościach tak podobnych, zbyt było nadzwyczajnem, zbyt uderzającem, ażeby nie miało obudzić w owym nieznajomym mężczyźnie chęci wyjaśnienia natychmiast jego wątpliwości; dlatego też, nie spuszczając z oka Florencji, szybko przeszedł przez ulicę, i zbliżywszy się do kobiety w futrze, rzekł do niej.
— Pani, na miłość Boską, jedno tylko słówko.
— Co! — zawołała — więc to pan byłeś?
I zdziwieni, oboje zatrzymali się na chwilkę w milczeniu.
Nareszcie mężczyzna odezwał się pierwszy;
— Pani, z tego wszystkiego co się dzieje, i dla wspólnego naszego interesu, powinniśmy się natychmiast szczerze porozumieć z sobą!
— I ja tak sądzę, panie.
— A zatem... pani... ja...
— Strzeż się pan... na bok... wóz idzie — zawołała kobieta w futrze, przerywając swemu towarzyszowi i poka-
Strona:PL Sue - Siedem grzechów głównych.djvu/983
Ta strona została skorygowana.