zując mu wóz mleczarki, który nadjechał szybko, dotykając niemal chodnika, przy którym szedł obok niej nieznajomy.
Ten usunął się szybko, ale tymczasem Florencja i Michał, przybywszy na róg ulicy, znikli niespodzianie w chwili rozmowy dwóch ścigających osób, zwłaszcza, że je przy pierwszem zaraz spotkaniu już nieco wyprzedzili.
Kobieta w futrze, spostrzegłszy pierwsza zniknienie Michała, zawołała:
— Nie widzę go już: zgubiłam go.
Słowa te przypomniały jej towarzyszowi, że i jego ściganie musiało podobnegoż doznać losu; rzeczywiście odwrócił się nagle i już nie ujrzał Florencji.
— Pani — zawołał — wyjdźmy prędko na plac, być może, że jeszcze będziemy mieli czas dogonić ich. Pójdź pani, podaj mi pani rękę.
— Biegnijmy, panie, biegnijmy — rzekła młoda kobieta, przyjmując rękę swego towarzysza, i oboje śpiesznie pobiegli naprzód.
Stanąwszy na placu, na którym schodzi się cztery czy pięć ciemnych ulic, nie znaleźli na nim nikogo i przekonali się, jak bezużytecznem byłoby dalsze ściganie.
Wypocząwszy chwilę po biegu, oboje milczeli dosyć długi przeciąg czasu, rozmyślając swobodnie nad tem nowem podobieństwem ich losów.
Nareszcie mężczyzna w płaszczu odezwał się:
— Doprawdy, pani, zaczynam już wątpić, czy to rzeczywistość, czy marzenie tylko.
— W samej rzeczy, panie, nie mogę wierzyć moim własnym oczom, i temu co się dzieje.
— Powtarzam pani, że w tem, co nas od wczoraj spotyka, jest coś tak niepojętego, że powinniśmy się wzajemnie wytłumaczyć.
— I ja, panie, tak myślę; podaj mi pan rękę, cała je-
Strona:PL Sue - Siedem grzechów głównych.djvu/984
Ta strona została skorygowana.