— Pod numerem 59.
— A Michał mieszka pod numerem 57 — krzyknęła Walentyna.
— Michał? — powtórzył pan de Luceval — Michał Renaud?
— Tak, kuzyn pański. Mieszka na czwartem piętrze pod numerem 57, wczoraj, kiedym pana spotkała, właśnie przekonałam się o tem.
— I moja żona mieszka na tem samem piętrze co on! — rzekł pan de Luceval. Następnie czując, że ręka Walentyny drżała konwulsyjnie i całym ciężarem na nim się opierała, dodał: — mój Boże, co pani jest? siły panią opuszczają.
— Przebacz pan, znużenie, zimno, nie wiem co mi się dzieje, lecz ledwie mogę się utrzymać na nogach, czuję zawrót głowy.
— Miej pani odwagę, jeszcze tylko kilka kroków, przynajmniej do tego sklepu, w którym się świeci, na rogu wybrzeża.
— Będę usiłowała dostać się do niego — odpowiedziała Walentyna słabnącym głosem.
Rzeczywiście wystarczyło jej siły zawlec się do sklepu korzennego, który już był otwarty; znajdowała się w nim kobieta, która przyjęła panią d’Infreville uprzejmie, i zaprowadziła do przyległego pokoju, gdzie udzieliła jej zręcznie potrzebnego ratunku.
. | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . |
W godzinę potem, a dzień już był zupełny, sprowadzono przed dom dorożkę, którą pan de Luceval odwiózł Walentynę do jej mieszkania.