Strona:PL Sue - Tajemnice Paryża.djvu/101

Ta strona została skorygowana.

— Czy mam czekać ma audjencję?
— Nie trzeba, kochany baronie, możesz mi wszystko powiedzieć, a ja później księciu powtórzę. Cóż tam więc nowego, baronie? czy nikt nie wie o naszych tajemnych wycieczkach?
— Nikt a nikt. Wszyscy myślą, że książę pragnie być samotnym i jedynie zwiedza okolice Paryża. Prócz hrabiny Sary Mac-Gregor, brata jej, Toma, i ich przeklętego sługi Karola, nikt nie wie, że książę tak często się przebiera, a oni nie mają interesu go zdradzać.
— Ach, baronie, co za nieszczęście, że ta nieznośna hrabina owdowiała!
— Wszak ona wyszła zamąż w 1827, czy 1828 roku?
— W 1827, wkrótce po śmierci biednej córeczki, któraby teraz miała szesnaście lat, a którą książę codzień opłakuje, choć nigdy o niej nie wspomina.
— Nie dziw, książę nie miał dzieci z małżeństwa.
— To też książę tak żywo opiekuje się Gualezą nietylko z litości, ale i dlatego, że opłakiwana córka byłaby dziś w jej wieku.
— Prawdziwe to nieszczęście, że hrabina owdowiała właśnie w półtora roku po tak wczesnej śmierci czcigodnej małżonki księcia. Błogosławi los za to wdowieństwo.
— Nierozsądne jej nadzieje coraz się wzmagają, chociaż wie dobrze, jak słusznie jej książę nienawidzi. Ach, okropna kobieta!
— Dawniej wywierała wpływ na księcia, jak każda przebiegła kobieta na młodzieńca pierwszy raz zakochanego; lecz wpływ ten ustał zupełnie od 13 stycznia.
— Ciszej, baronie! — zawołał Murf. — Zbliżamy się właśnie do rocznicy tego opłakanego dnia.
— A wszystkiemu winien ten niegodziwiec Polidori. — Wiesz, baronie, że on podobno jest w Paryżu?
— Broń Boże, żeby się spotkał z hrabiną; połączenie takich dwojga ludzi mogłoby wiele złego narobić.