Strona:PL Sue - Tajemnice Paryża.djvu/114

Ta strona została skorygowana.

wa. Na widok Rudolfa zawołała zachrypniętym głosem:
— Gdzie pan idziesz?...
— Łaskawa pani, podobno w tym domu jest pokój do wynajęcia?
— Tak, jest, na czwartem piętrze... ale teraz nie może go pan obejrzeć, bo Alfred wyszedł.
— Pani syn zapewne?
— Nie, panie, to nie mój syn, ale mój mąż...
— Jeśli pani pozwoli, zaczekam na niego, bo radbym nająć ten pokój; dogodnieby mi było mieszkać w domu tak porządnie utrzymanym. Czybyś się pani nie chciała zająć sprzątaniem mego mieszkania? Tak grzeczne objawiane żądanie, wywołało zadowolenie w pani Pipelet.
— Z największą chęcią. Za sześć franków na miesiąc będziesz pan obsłużony, jak jaki książę, — rzekła.
— Zgada na sześć franków, pani...?
— Pomona-Fortuna-Anastazja Pipelet.
— A pokoju, pani Pipelet, jaka jest cena?
— Sto pięćdziesiąt franków, ani grosza mniej... bo dzierżawca domu istny pies, nikomu nic nic ustąpi.
— Jak się nazywa?
— Pan Czerwony Jan.
— A gdzie mieszka?
— Na ulicy Grochowej, pod numerem 13.
Rudolf wzdrygnął się mimowolnie.
— Lecz, proszę pani, kto jest właścicielem domu?
— Pan Bourdon, ale tu wyłącznie pan Czerwony Jan rządzi.
— Kochana pani Pipelet, — rzekł Rudolf — zziębłem; bądź pani tak dobra i przynieś butelkę ratafji i dwa kieliszki, albo lepiej trzy, bo mąż zapewne niedługo wróci. — I dał jej pięć franków.
— Pan chyba chcesz, żeby pana uwielbiać! — zawołała uradowana. — Jednak przyniosę tylko dwa kieliszki; my z Alfredem zawsze z jednego pijemy.