Strona:PL Sue - Tajemnice Paryża.djvu/115

Ta strona została skorygowana.

Stara wyszła, Rudolf zamyślił się. Jak Franciszek Germain mógł przez trzy miesiące mieszkać w tym domu i nie być odkrytym przez wspólników Bakałarza, pozostających w tak ścisłych stosunkach z Czerwonym Jankiem?
Listonosz zapukał, oddał dwa listy i zawołał:
— Trzy sous za jeden list, drugi opłacony.
Rudolf, zapłaciwszy mu, spozierał na listy coraz ciekawiej. Jeden, adresowany do pani Pipelet, był mocno uperfumowany; na pieczątce pod hełmem świeciły litery C. R., a pod niemi krzyż Legji Honorowej. Męskie pismo adresu dowodziło, że list nie był od kobiety. Drugi, na prostym, szarym papierze, zapieczętowany nakłótym opłatkiem, miał adres: „panu Cezarowi Bradamanti, dentyście i operatorowi“. Litery tego napisu umyślnie zmieniane i powykrzywiane. Rudolf widział coś smutnego w tym liście, kilka liter było zalanych. Tam musiała upaść łza. W tej chwili weszła pani Pipelet z flaszką i kieliszkami.
— Długo bawiłam... nieprawda? Ale ze starym Józefem nie można sobie dać rady. Wystaw pan sobie, w takim wieku, cholewki jeszcze do mnie smali. Alfred zazdrosny, jak Beduin... a przecież Stary Józef tylko żartuje.
— Przyniesiono tu dwa listy z poczty. Zapłaciłem.
— Ślicznie dziękuję, wytrącę to z reszty, którą mam panu oddać. Wiele pan zapłaciłeś?
— Trzy sous, — odpowiedział Rudolf, śmiejąc się z tak nowego sposobu zwracania wydatków.
— Jakto trzy? Sześć sous! przecież są dwa listy.
— Jeden z tych listów był frankowany. Pozwól mi pani wyznać, że odbierasz listy dziwnie wyperfumowane.
— Prawda, — odpowiedziała odźwierna, biorąc list, — to zupełnie coś nakształt bilecika miłosnego... A, już wiem, od kogo ten list, to od majora... także miałam się czego bać. Ale porachujmy się wprzódy. Trzy sous za list, a piętnaście za ratafję, to osiemnaście; na-