Strona:PL Sue - Tajemnice Paryża.djvu/118

Ta strona została skorygowana.

dzie z wizyty; wchodzi mój blondyn. — Panie majorze, rzekłam, jest tu bilecik do pana. Spojrzał na mnie zgóry, przeczytał bilet, zaczerwienił się jak rak, a potem z udanym spokojem mówił do nas: — Wiedziałem, że dziś nikt nie przyjdzie; przyszedłem tylko powiedzieć, żebyście dobrze pilnowali mieszkania.
— A trzecim razem?
— Trzecim razem myślałam, że już coś będzie. Major przyjechał uradowany, jakby go kto na sto koni wsadził. Bierze klucz i mówi dumnie: — Powiedzcie damie, co przyjdzie, że drzwi do mnie prosto ze schodów. Tacyśmy byli ciekawi zobaczyć tę damę, że wyszliśmy z Alfredem na próg sieni. Niebieski fiakr z zapuszczonemi firankami zatrzymał się przed domem. W powozie widać było jakąś damę, w kapeluszu, zakrytą czarnym woalem; nie mogłam dojrzeć twarzy, ale zdaje się, że płakała, bo miała chustkę przy twarzy. Woźnica spuścił stopień; powiedziała mu kilka słów, zdziwiony znowu zamknął drzwiczki.
— Dama wcale nie wysiadła?
— Nie, rzuciła się w głąb powozu, zakrywszy rękoma oczy. Pobiegłam do woźnicy i spytałam, nim wsiadł na kozieł: „A co, mój kochany, zawracasz? — Tak. — A dokąd? — Tam, skądem przyjechał. — A skądżeś przyjechał? — Z rogu ulicy św. Dominika i Belle-Chasse“.
Na te słowa Rudolf zadrżał. Jego najlepszy przyjaciel, markiz d‘Harville, pogrążony od niejakiego czasu w tajemnym smutku, mieszkał właśnie na rogu ulicy św. Dominika i Belle-Chasse. Czy to jego żona tak biegła na swoją zgubę? może mąż miał ją w podejrzeniu? może to właśnie było źródłem jego zgryzot? Znał jednak wszystkich bywających u markizy, a nie przypominał sobie nikogo podobnego do majora. Zaduma Rudolfa nie uszła uwagi odźwiernej.
— O czem pan myślisz? — zapytała.