Strona:PL Sue - Tajemnice Paryża.djvu/125

Ta strona została skorygowana.
XXVIII.
PAN PIPELET.

Pan Pipelet wszedł do swojej ciupy z miną poważną, uroczystą; miał pod sześćdziesiąt lat, nos ogromny, tuszę poważną, twarz dużą, czerwoną, a na głowie kapelusz wyszarzany, zrudziały, z szerokiemi brzegami. Alfred nigdy nie zdejmował tego kapelusza, podobnie jak żona jego nigdy nie zdejmowała swojej fantastycznej peruki; zawsze nosił przy nich skórzany fartuch — skromne godło swojego rzemiosła. Skłonił się uprzejmie Rudolfowi, ale nietety! gorzki uśmiech błądził na jego ustach... Na twarzy zaś wieczne miała siedlisko głęboka melancholja.
— Alfredzie, ten pan chciałby wynająć mieszkanie na czwartem piętrze... czekamy na ciebie z ratafją.
Tak ujmująca gzeczoość zjednała natychmiast serce pana Pipelet.
— Postaram się usłużyć panu, w czem do nas należy. Czy tylko pan nie jesteś malarzem?
— Nie, jestem kupczykiem.
— Wyśmienicie! więc jestem na pańskie usługi. Bogu dzięki, żeś pan się nie urodził takim potworem, artystą!
— Artyści, potwory? — spytał Rudolf.
Pipelet, zamiast odpowiedzi, głęboko jęknął.
— Malarze zatuli życie Alfreda; z ich przyczyny nabył melancholji, — rzekła pocichu pani Pipelet do Rudol-