Strona:PL Sue - Tajemnice Paryża.djvu/128

Ta strona została skorygowana.

Rigoletty nie zabraknie; ona się w tem kocha, zupełnie jak kaczka.
— A zatem Germain z powodu bliskości mieszkań, pozostawał, jak mówicie, w dobrych stosunkach z panną Rigolettą?
— Nieinaczej; zdawało się, że oni stworzeni jedno dla drugiego. Tacy oboje ładni, młodzi; rozkosz było patrzeć, kiedy wychodzili razem w niedzielę, bo biedne dzieci tylko ten dzień mieli wolny.
— I od wyprowadzenia się stąd nie odwiedził panny Rigoletty?
— Nie, chybaby ją widywał kiedy w niedzielę, bo w inne dni panna Rigoletta nie ma czasu myśleć o kochankach. Wstaje rano o piątej, a pracuje czasem do jedenastej wieczorem; mimo to znajduje jeszcze czas, by pomagać biednym ludziom; naprzykład nieszczęśliwi Morelowie, których dzierżawca ma wyrzucić z poddasza na bruk... panna Rigoletta z Germain‘em niejednę u nich noc spędzili, pilnując ich chorych dzieci.
— Więc tu mieszka nieszczęśliwa rodzina?
— Nieszczęśliwa? i jak jeszcze! Pięcioro drobnych dzieci, matka na śmiertelnem łożu, babka pozbawiona zdrowych zmysłów... i to wszystko musi żywić jeden człowiek, który nigdy do syta się nie naje, choć jak wół pracuje, rzemieślnik doskonały. Tu dzieci budzą się, wołając: „Chleba!“, tu na słomie żona chora jęczy, tam znowu stara warjatka wyje jak wilk z głodu.
— Ach, — to okropne! — zawołał Rudolf.
— Odkąd major płaci mi dwanaście franków miesięcznie, gotuję raz na tydzień dla tych biedaków rosół, panna Rigoletta ujmuje sobie dla nich snu, i choć ją światło kosztuje, obszywa dzieci.
— A szarlatan nic-że dla nich nie zrobił?
— Bradamanti! — przerwał Pipelet, — wspomniałem mu nieraz, że biedny Morel skarży się przede mną, że stara warjatka całą noc wyła z głodu i spać mu nie dała,