Strona:PL Sue - Tajemnice Paryża.djvu/132

Ta strona została skorygowana.

dawna zdrapałbym to wszystko, równie jak tę paletę, którą zabrudził pańskie drzwi.
Mieszkanie składało się z gabinetu i dość obszernego pokoju o dwóch oknach, wychodzących na ulicę Temple; fantastyczne szkice Cabriona na drugich drzwiach narysowane, były starannie zachowane przez Franciszka Germain, ostatniego lokatora.
Rudolf dał odźwiernemu czterdzieści sous.
— Pokoik bardzo mi się podoba; oto zadatek, jutro przyślę rzeczy. Wszak nie potrzebuję się widzieć z samym dzierżawcą domu?
— Nie. Za pozwoleniem; pan nazywa się?
— Rudolf... Powiedz mi, panie Pipelet, czy nie wypadałoby, żebym jutro, jako sąsiad, poszedł do Morelów i zapytał, czy nie mogę im być w czem pomocny?
— Zapewne! Aha! rozumiem, rozumiem; pan zaczniesz od sąsiada, żeby się zaprzyjaźnić z ładną sąsiadką. Nic w tem złego, już tu taki zwyczaj. Jestem pewny, że panna Rigoletta słyszała, że ktoś ogląda pokój i czatuje na nas, jak będziemy schodzić.
Istotnie, Rudolf przez drzwi, ozdobione amorkami i nieco uchylone, dostrzegł zgrabny zadarty nosek i czarne, ciekawe oko.
— Mówiłem panu, że na nas czatuje.
— A to co takiego?
— Po tej drabinie można wejść do sieni, na którą wychodzą drzwi Morelów, a przy ich ścianie jest ciemna komórka, gdzie mam schowanko. Ściana dziurawa i stamtąd widzę i słyszę wszystko, co się u nich dzieje. Lecz broń mnie Boże, żebym ich szpiegował... Chodzę tam patrzeć, jak na okropny melodramat... kiedy potem wrócę do mojej izdebki, zdaje mi się, że jestem w pałacu. Chcesz ich pan widzieć?
— Bardzo dziękuję; może innym razem...
— Kiedy tylko pan zechce. Więc służę panu, muszę jeszcze iść do obserwatorjum, bo potrzebuję kawałka skó-