Strona:PL Sue - Tajemnice Paryża.djvu/133

Ta strona została skorygowana.

ry. Pan tymczasem zejdź, ja zaraz dogonię. — Pipelet zaczął wdrapywać się na stromą drabinę.
Rudolf rzucił jeszcze okiem na drzwi Rigolety, gdy wtem usłyszał, że ktoś wychodzi od szarlatana; po szeleście jedwabnej sukni poznał, że to kobieta; zszedł, kiedy nie było słychać kroków. Na ostatnich schodach drugiego piętra znalazł chustkę od nosa, którą zgubiła zapewne osoba, wychodząca od szarlatana. Zbliżył się do wąskiego okna i przyjrzał się chustce; była obszyta bogatą koronką, w jednym rogu wyhaftowane litery L, N. i korona książęca. Cała chustka była mokra od łez. Zrazu chciał pobiec i oddać ją właścicielce, ale pomyślawszy że ten krok mógłby się wydać niewczesną ciekawością, schował ją. Wszedłszy do izby pani Pipelet zapytał:
— Czy nie schodziła tu kobieta?
— Nie kobieta, ale wielka dama, wysoka, szczupła, osłoniona czarnym woalem wyszła od pana Bradamanti, mały Kulas sprowadził jej fiakra, a gdy wsiadła, wskoczył ztyłu, zapewne, żeby się dowiedzieć, gdzie ona mieszka. O! bo ten łotr jest ciekawy, jak sroka.
— Tak więc — pomyślał Rudolf — szarlatan pozna nazwisko i adres tej damy.
— Czy pokój spodobał się panu? — zapytała odźwierna.
— Bardzo; jutro się sprowadzam.
— Niech Bogu będą dzięki, że przywiódł pana przed nasze drzwi; dostaniemy znowu zacnego lokatora.
— A jeżeli pan będziesz dobry dla Alfreda, potrafię się za to odwdzięczyć.
Rudolf pożegnawszy ją, wyszedł. Rad był, z osiągniętych wiadomości. Po zebraniu ich wrócił do siebie; wizytę u notarjusza odłożył na dzień następny. Wiemy już, że tego jeszcze wieczoru miał być na wielkim balu u posła.