Strona:PL Sue - Tajemnice Paryża.djvu/15

Ta strona została skorygowana.

— Hm! hm! — bąknął Szuryner. — Wiesz co, zdaje się, że mi nie ufasz i tego ci nie mam za złe. Żebyś mnie poznał, opowiem ci moje życie. Ale ty zacznij naprzód, mój panie.
— Malarz, to ładne rzemiosło, — rzekła Gualeza.
— Wiele też na dzień zarabiacie? — spytał Szuryner.
— Kiedy pilnie siedzę, — odparł Rudolf, — mogę zarobić cztery franki, czasem pięć, ale to latem, bo dni dłuższe.
— A często wałęsasz się, paniczu?
— Hm! dopóki mam grosz w kieszeni. Za nocleg płacę sześć sous, tytoń kosztuje mnie na dzień cztery sous, to dziesięć, śniadanie cztery, to czternaście, obiad piętnaście sous, więc codzień wydaję około półtora franka. Nie potrzebuję pracować cały tydzień, resztę czasu bawię się.
— A twoi rodzice? — rzekła Gualeza.
— Umarli na cholerę.
— A u kogóż pracujesz, kto twój majster?
— Nazywa się Borel, głupi gbur, złodziej i skąpiec, wolałby dać sobie oko wybić, niż człowiekowi za robotę płacić. Niechaj przepadnie! Byłem u niego na nauce od piętnastego roku, od spisu wojskowego jestem wolny, mieszkam przy ulicy Juiverie (Żydowskiej) na czwartem piętrze od frontu, nazywam się Rudolf. Otóż macie moją historję.