Pani Pipelet, Alfred, jej mąż, i przekupka, handlująca ostrygami, stali we drzwiach. Markiza głosem ledwie dosłyszalnym spytała:
— Gdzie mieszka pan Karol?
— A! pan Karol!... rozumiem... Jeśli pani chcesz iść do pana Karola, ładny to kawaler i przystojny... mieszka na pierwszem piętrze, drzwi wprost schodów.
Markiza zmieszana i zawstydzona weszła na schody.
— He! he! — rzekła odźwierna ze śmiechem; — więc już dziś naprawdę będzie coś z tego... Wiwat, wesele!...
Markiza, dręczona wstydem i zgryzotami sumienia, niewątpliwie wróciłaby się. Lecz w sieni na pierwszem piętrze spotkała Rudolfa; wcisnął jej w rękę woreczek z pieniędzmi, mówiąc:
— Mąż pani wie wszystko, jechał z tyłu...
W tej chwili rozległ się krzykliwy głos pani Pipelet:
— Dokąd pan idziesz?
— To on! — szepnął Rudolf markizie i, wciągając ją na wyższe schody, dodał: — Idź pani na piąte piętro; przyjechałaś tu nieść pomoc rodzinie pogrążanej w nędzy, Morelom.
— Mój panie, nie puszczę żadnym sposobem; powiedz, dokąd idziesz! — krzyczała znowu pani Pipelet, zatrzymując markiza.
Strona:PL Sue - Tajemnice Paryża.djvu/160
Ta strona została skorygowana.
XXXV.
DOBROCZYNNOŚĆ.