Strona:PL Sue - Tajemnice Paryża.djvu/162

Ta strona została skorygowana.

nął jej w rękę pięć luidorów). Gdy dama będzie wychodzić, spytaj ją, jak znalazła rodzinę Morel.
Odźwierna patrzyła w osłupieniu to na Rudolfa, to na pieniądze.
— Rozumiem, mam panu pomóc wywieść w pole męża... Dobrze! wybornie! He; he! he! czy to takie rzeczy się rozbiło!
W tej chwili d‘Harville schodził ze schodów, prowadząc żonę pod rękę. Rudolf się skrył.
— Jakżeż, — zawołała odźwierna piskliwym głosem, — czy pani widziałaś biednych Morelów? Nieprawdaż, że na taki widok serce się kraje?... Bóg pani nagrodzi...
Markiz z uniesieniem patrzył na żonę i, wychodząc z domu, błagał, żeby mu przebaczyła, iż zdołał uwierzyć potwarzy.
Rudolf wyszedł wkrótce po nich, powiedziawszy odźwiernej, że może puścić majora.
Pani Pipelet niezwłocznie poszła na górę.
— Majorze, — rzekła przykładając rękę do peruki, — przyszłam uwolnić pana z aresztu. Z łaski pana Rudolfa wychodzisz jeszcze cało z tej awantury.
— Rudollf? Co za jeden?
— Co za jeden? — krzyknęła pani Pipelet rozjątrzona; — słyszeliście go? To człowiek, mówię panu. Człowiek, co wart dwóch i to dobrych! Jest kupczykiem, a nie targuje się.
— Dobrze; oto masz klucz od mieszkania.
I Karol Robert wyszedł z domu.
Po kilku minutach przed domem stanął fiakr. Puhaczka wyjrzała z niego i kiwnęła na Kulasa. Obrzydły chłopiec wskoczył do pojazdu i umieścił się między Puhaczką i Bakałarzem, owiniętym w obszerne futro, które go całego zakrywało. W dwie godzimy potem fiakr zatrzymał się przy drewnianym krzyżu, w miejscu, gdzie do wielkiego gościńca przytyka drożyna do wioski Bouqueval i folwarczku, w którym bawiła Gualeza.