Strona:PL Sue - Tajemnice Paryża.djvu/164

Ta strona została skorygowana.

i usiadł na jej ramienia. Marja nawykła zapewne do takiej śmiałości, bo nie przestała sypać zboża, i obróciwszy napół twarz, podniosła nieco głowę i wyciągnęła ze śmiechem różowe usta do swego ulubieńca. Ostatnie promienie zachodzącego słońca oświecały ten śliczny obraz.
Podczas gdy Marja zajmowała się drobiem, pani George i ksiądz Laporte rozmawiali o niej przy kominku w pokoju bawialnym.
— Masz pani słuszność, — odezwał się ksiądz, — trzeba uprzedzić pana Rudolfa; niech zapyta Marję; może przez wdzięczność wyzna swemu dobroczyńcy, co przed nami ukrywa. Biedne dziecko! powinna być tak szczęśliwa! Jaka zgryzota może jej teraz dokuczać?
— I nic jej nie rozwesela, nawet nauki, którym się z takim zapałem oddaje. Pisze i czyta dobrze, tyle już nauczyła się arytmetyki, że mi pomaga w prowadzeniu ksiąg rachunkowych. Kochane dziecię! Ale czy tylko nie od zbytku pracy zachorowała?
— Doktór murzyn zapewniał nas przecie, że jej kaszel nie będzie miał złych skutków.
— Jaki dobry człowiek, ten pan Dawid! i jak się nią zajmuje... Bo też tu wszyscy ją kochają.
— O ile pamiętam, wspomiałaś mi pani, że Marja zaczęła być smutną od Wszystkich Świętych, kiedy tu była pani Dubreuil, która dzierżawi od księcia de Lucenay folwark w Arnouville?
— Tak mi się — zdaje, chociaż pani Dubreuil i jej córka, Klara, prawdziwy wzór dobroci, dają jej codziennie dowody przyjaźni. Co niedziela, albo oni u nas bywają, albo my do nich jedziemy; otóż zdaje się, że każde takie odwiedziny powiększają smutek Marji, chociaż Klara kocha ją jak siostrę.
— Jest w tem coś szczególnego...
W tej chwili weszła Marja.
— Gdzieś była, moje dziecię? — spytała pani George.
— Z dziedzińca poszłam do piwnicy obejrzeć owoce.