Strona:PL Sue - Tajemnice Paryża.djvu/173

Ta strona została skorygowana.

— Chodźmy, będziemy mówić przez drogę.
Marja po chwili namysłu tak zaczęła:
— Kiedym się dowiedziała, że zostanę na zawsze u pani George, zdawało mi się, że to sen. Zrazu szczęście zupełne mnie odurzyło; myślałam tylko o Rudolfie. Powoli przywykłam do tego spokojnego życia. Z prawdziwą radością pomagałam pani George w jej zatrudniniach, uczyłam się pilnie i korzystałam z twoich rad, mój ojcze. Lecz jednego razu...
Tu łkania przerwały jej mowę.
— Uspokój się, moje dziecię. Odważnie, mów dalej.
Gualeza otarła łzy i rzekła:
— Pamiętasz, mój ojcze, że na Wszystkich Świętych pani Dubreuil, co trzyma folwark od księcia de Lucenay, przyjechała do nas na kilka dni z córką.
— Pamiętam i cieszyłem się, żeś poznała Klarę Dubreuil.
— To anioł, mój ojcze! anioł! Jakżem była szczęśliwa, kiedym się dowiedziała, że parę dni u nas spędzi. Przyjechała nareszcie... zawołali mnie. Weszłam do pokoju, serce mi biło. Klara, zobaczywszy mnie, rzuciła mi się na szyję. Wtenczas, mój ojcze, — dodała Marja z płaczem, — nie wiem, co się ze mną stało, ale kiedy czyste i świeże lica Klary dotknęły się mojej twarzy, płomień wstydu mnie ogarnął... wspomniałam na to, czem byłam... Ja, ja ważyłam się przyjmować uściśnienia niewinnej dziewczyny! Zdawało mi się, że ją oszukuję niegodnym podstępem. Na widok Klary, będącej w moim wieku, zrozumiałam z bólem jak ogromna, nie do przebycia przepaść nas dzieli!... Wtedy pierwszy raz poznałam, że są plamy, których nic nie zmyje!... Odtąd myśl ta nigdy mnie nie opuszcza, mimowolnie zawsze mi cięży, nie daje chwili spoczynku.
— Mów dalej, Marjo, bo dotąd twoje zgryzoty dowodzą tylko dobroci serca.
— Wieczorem poszłyśmy z Klarą spać do jednego