Strona:PL Sue - Tajemnice Paryża.djvu/18

Ta strona została skorygowana.

żebym płakała, to mię rozjątrzyło; na złość jej śmiałam się idąc na most z koszykiem cukru owsianego. Od pół roku nosiłam ten cukier i nigdym nie skosztowała, ale tego wieczora z głodu i dla dokuczenia babie wzięłam laskę cukru i zjadłam.
— Brawo! — zawołał Szuryner.
— Puhaczka, widząc co się dzieje, grozi mi pięścią zdaleka, bo nie mogła odejść od straganu. Ja myślę sobie: więcej mnie nie wybije za trzy laski cukru, jak za jednę... pokazuję jej cukier i w jej oczach go zjadam.
— Wybornie! brawo — wołał Szuryner. — Lecz Puhaczka musiała z ciebie żywcem złupić skórę.
— Zgarnąwszy stragan, przyszła do mnie; myślałam, że padnę na miejscu, takiem się bała. Przyszedłszy do domu, Puhaczka zamknęła drzwi na klucz; ja padłam przed nią na kolana, błagając o przebaczenie, a ona nic nie odpowiada. W tem stanęła przed półką i zdjęła z niej obcęgi.
— Obcęgi! — zawołał Szuryner, — naco?
— Wzięła obcęgi, żeby mi ząb wyrwać.
Szuryner wyzionął przekleństwo.
— Co ci jest? — spytała Gualeza.
— Co mi jest?... toćbym tę jednooką wiedźmę zabił gdyby mi wpadła w ręce. — I oko bandyty krwią nabierało.
— I wyrwała ci ząb, biedna dziewczyno, ta niegodziwa baba? — zapytał Rudolf.
— A jakże!... i to nie od pierwszego razu jeszcze. Mój Boże, jakżeż mnie męczyła! Dobyła mi ten ząb, mówiąc przytem: „Odtąd codzień wyrwę ci po jednym, a kiedy już zostaniesz bez zęba, wrzucę cię do wody“
— O przeklęta baba! — zawołał Szuryner.
— A czy dzisiaj znać co jeszcze? — odparła Gualeza i, uśmiechając się, ukazała dwa rzędy zębów równych i białych jak perły.
— Co potem zrobiłaś? — spytał Szuryner.