Strona:PL Sue - Tajemnice Paryża.djvu/182

Ta strona została skorygowana.

Na te, słowa, i tęgie uderzenia nogą, Lizander ciągle warcząc wrócił na swoje miejsce do ognia.
Bakałarz, z Kulasem stali przy drzwiach, nie śmiejąc dalej postąpić. Bandyta, trzymał za rękę Kulasa, który się tulił do niego i patrzał na wieśniaków z nieufnością. Uczciwe ich twarze przerażały syna Czerwonego-Jana. Okropna twarz Bakałarza jednych przejęła strachem, a drugich odrazą. Stary Chatelain, pokonawszy chwilowy wstręt, rzekł do Bakałarza:
— Przyjacielu, zbliż się do ognia i ogrzej się, a potem zjesz z nami wieczerzę. No, moje dziecko, zaprowadź ojca do komina.
— Idę, — rzekł Kulas. — Chodźcie ojcze! tylko ostrożnie!
I zaprowadził! bandytę do komina.
Z początku Lizandar głucho warczał, lecz gdy obwąchał Bakałarza, zawył jękliwie, przeciągle, okropnie, co u ludzi prostych jest przepowiednią śmierci.
— Do djabła! — pomyślał sobie Bakałarz, — czy krew poczuł ten przeklęty pies! Właśnie te suknie miałem na sobie w nocy, kiedym zabił wolarza.
Wycie to było tak żałosne, że inne psy usłyszały je na podwórzu i podobnież wyć okropnie zaczęły.
Rene wyszedł z kuchni i biczem położył koniec grobowym przeczuciom Turka, Sułtana i Medora. Pomału wypogodziły się czoła wieśniaków, nawet okropna twarz Bakałarza przejmowała ich raczej litością, niż zgrozą. Litowali się także nad Kulasem, chwaląc go za staranie o ojcu.
Po tej przerwie wzięto się znowu do jedzenia i przez jakiś czas słychać tylko było stukanie noży i widelców.
Jużto folgując wrodzonemu popędowi do okrucieństwa, jużto idąc za przykładem Puhaczki, Kulas z prawdziwą rozkoszą pastwił się nad Bakałarzem. Za każdy kawałek podany mniemanemu ojcu, wynagradzał sobie kopiąc go pod stołem w dawną ranę, którą Bakałarz miał na nodze.