Strona:PL Sue - Tajemnice Paryża.djvu/187

Ta strona została skorygowana.

wark może przyjść człowiek z prośbą o robotę i zapytają go, czy kradł kiedy, jeżeli nie, niema dla niego miejsca.
— Tak jest, — powiedział Rene, — poczciwego człowieka tam nie przyjmą.
— Dlatego to właśnie i dla dobrego przykładu, pan nasz założył ten folwark. To też od tego czasu okoliczni ludzie żyją pracowicie, uczciwie, prowadzą się dobrze, żeby ich przyjąć do folwarku w Bouqueval. Bo tylko po dwa lata tu zostają, a potem idą na służbę do innych folwarków.
— Ja ugodziłem się już do Arnouville, do pani Dubrenil, — rzekł Rene.
— A ja do Gonesse — dodał drugi, wieśniak.
— Widzisz, że na tem wszyscy dobrze wychodzą, nawet okoliczni dzierżawcy: tu tylko dwanaście mamy miejsc, a z pięćdziesięciu może ludzi żyje teraz pracowicie i uczciwie, żeby się kiedyś do nas dostać. Czy nie mówiłem słusznie, że nasz folwark nie jest folwarkiem takim jak inny i nasz pan nie jest takim człowiekiem jak inni?
— Rzeczywiście, zupełna prawda! — zawołał Bakałarz — im więcej podziwiam jego dobroć i szlachetność tem więcej mam nadziei, że mój ciężki los go wzruszy; kto czyni dobrze, łatwo wyświadczy jedno dobrodziejstwo więcej. Ale niechże się dowiem, jak się wasz pan, i wasza matka nazywają, żebym ich mógł błogosławić.
— Pojmuję twoją niecierpliwość, — rzekł rolnik. — Może spodziewasz się usłyszeć szumne nazwiska wielkich panów? Bynajmniej; są to nazwiska proste, lecz dla nas drogie. Nasza matka nazywa się pani George, nasz pan, pan Rudolf.
— Moja żona!... mój kąt!... — wymówił pocichu bandyta, jakby piorunem rażony.