Strona:PL Sue - Tajemnice Paryża.djvu/189

Ta strona została skorygowana.

— Dopiero może za pięć albo sześć dni przyjedzie. Widzisz więc, że niepotrzebnie się boisz.
— Nie, nie! — rzekł bandyta ze strachem — namyśliłem się, mój syn ma słuszność, moja krewna, ulituje się nade mną, pójdę do niej.
— Jak chcesz, — odpowiedział Chatelain nie sprzeciwiając się, w mniemaniu, że mówi z warjatem. — Wyjdziesz jutro rano; ale nie myśl już o tem, żeby teraz pójść w drogę z małym synem.
Musiał więc zostać; z bojaźni jednak, żeby go żona nie spotkała powiedział wieśniakom:
— Kiedy mnie zapewniacie, że nie zrobię przykrości ani waszemu panu, ani waszej dobrej pani, przyjmuję ofiarowaną gościnność, lecz pójdę zaraz spać, gdyż jestem zmęczony i chciałbym wyjść jutro o świcie.
— Kiedy tylko zechcesz, tu rano wstają, a nawet żebyś znowu nie zbłądził, pokażą ci drogę. No! — dodał stary rolnik obracając się do Bakałarza i Kulasa, biorąc świecę, — chodźcie ze mną. — I zaprowadził ich przez szeroki korytarz, do małego pokoiku na dolnem piętrze; postawił świecę na stole i rzekł do Bakałarza: — Oto twoje posłanie! śpij szczęśliwie. A, ty, chłopcze pewnie będziesz dobrze spał; od młodego sen nie ucieka.
Ponury i zamyślony bandyta usiadł na łóżku, do którego go Kulas zaprowadził.
Kiedy Chatelain wychodził, Kulas kiwnął na niego i wybiegł za nim do korytarza.
— Czego chcesz, moje dziecko? — zapytał Chatelain.
— Mój dobry panie, czasem w nocy ojciec mój choruje, miewa coś nakształt konwulsyj;.sam nie mogę mu dać rady; czy mnie choć kto usłyszy, jak zawołam o pomoc?
— Bądź spokojny, mój kochany. Widzisz te drzwi przy schodach?
— Widzę.
— Tam śpi zawsze jeden z parobków; pójdziesz do niego i obudzisz go, to ci pomoże. A o piętro wyżej mieszka