Strona:PL Sue - Tajemnice Paryża.djvu/194

Ta strona została skorygowana.

piero widzi, że wielkie jezioro krwi przedziela go od stołu, przy którym siedzi Rudolf. Bakałarz widzi odbitą w niem swoją twarz. Lecz wkrótce obraz ten niknie, bo fale krwi zaczynają się wznosić. Wśród mgły Bakałarz widzi blade widma, ofiary morderstw przez siebie popełnionych. Widzi trupa starca, siedzącego na krześle. Morderca chce wyrwać nóż z trupa, nie może. Podwaja wysiłek; napróżno. Chce porzucić trupa wraz z nożem, ale ręka zbójcy przyrosła do trzonka, tak, jak żelazo spoiło się z trupom. Tylko puhacz bije skrzydłami i krzyczy: „To bogacz z ulicy Roule. Pierwsze twoje zabójstwo! Morderco! Morderco! Morderco!“ Mgła, na chwilę ciemna, znowu rzednieje i widać nowe widmo...
Świta ranek, niebo pochmurne. Człowiek, ubrany jak zwykli handlarze bydłem, leży zabity, na brzegu drogi. A puhacz bije skrzydłami, przedrzeźnia grobowe jęki ofiary i woła: „To wolarz z Poissy. Morderco! Morderco! Morderco!“ Podziemne echa głośno powtarzają złowieszczy śmiech puhacza, który stopniowo ginie we wnętrzu ziemi. Na ten hałas, dwa duże, czarne psy wlepiają w Bakałarza oczy błyszczące, jak rozżarzone węgle i kręcą się koło niego z nadzwyczajną szybkością. Teraz mgła zamienia się na zielonawą, przejrzystą; rzekłbyś pionowe przecięcie kanału pełnego wody.
Najprzód widać na dnie kanału mnóstwo robaków, zwykle niedostrzegalnych, lecz tu, powiększone jak w mikroskopie, przybierają rozmiary olbrzymie w porównaniu z rzeczywistą swoją wielkością. Nie jest to już błoto, lecz żywa masa, która się rusza, łazi, szemrze. Wtem Bakałarz słyszy, że ciężkie ciało wpada w wodę, i bryzgi twarz mu skropiły. W zmąconej wodzie widzi, jak kobieta szybko, idzie na dno, i daremnie usiłuje wydobyć się na wierzch. Potem słyszy straszny krzyk.
Ten krzyk rozpaczy kończy się głuchem chrapaniem duszenia i kobieta powtórnie opadła na dno. Puhacz, ciągle