— Co ci jest, Marjo? przestraszasz mnie.
— Daruj mi, pani; nie wiem dlaczego od dwóch dni serce mi się ściska. Mimowolnie zalewam się łzami, mam czarne przeczucia... zdaje mi się, że mnie jakieś nieszczęście spotka.
Pani George chciała uspokoić Marję, gdy wtem Klaudyna zapukała do drzwi i weszła do pokoju.
— Czego chcesz?
— Piotr przyjechał z Arnouville kabrjoletem pani Dubreuil i przywiózł bardzo pilny list do pani.
Pani George przeczytała głośno, co następuje:
„Kochana pani George, jeżeli chcesz wyświadczyć mi wielką przysługę i wybawić mnie z kłopotu, przyjeżdżaj zaraz do mnie. Nie wiem sama, co robić; mój mąż pojechał do Pontoise z wełną; w tobie tylko i w Marji mam nadzieję; Klara ściska swoją kochaną siostrę i czeka jej z niecierpliwością. Przyjeżdżaj na jedenastą na śniadanie. Szczera przyjaciółka.
— Co to może być? — rzekła pani George do Marji.
— Czy pojadę z panią? — spytała Marja.
— Lepiej możebyś zrobiła, zostając w domu, bo dziś bardzo zimno. Ale rozerwiesz się w Arnouville; okryj się dobrze, a przyjażdżka pójdzie ci na zdrowie.
W pół godziny po tej rozmowie pani George z Marją Wsiadły do dużego kabrjoletu, jakich zwykle używają w okolicach Paryża; powóz ten zaprzężony w jednego silnego konia, szybko toczył się po miękkiej drodze, wiodącej od Bouquevall do Arnouville. Trzask bicza oznajmił przybycie Marji i pani George; przy wysiadaniu z kabrjoletu, pani Dubreuil z córką wesoło i serdecznie powitały oczekiwanych gości.
Kiedy Klara rzuciła się na szyję Marji, ta spostrzegła ze zdziwieniem, że panna Dubreuil, zamiast dawnego ubioru, nosi ubiór wieśniaczki.