Strona:PL Sue - Tajemnice Paryża.djvu/206

Ta strona została skorygowana.

że pani George zaraz nas od miej uwolni, kazałabym ją jak zapowietrzoną za bramę wyrzucić, — odpowiedziała surowo pani Dubreuil . I odeszła z córką, która jeszcze raz się obróciła do Gualezy i rzekła:
— Marjo! siostro! nie wiem, o co cię obwiniają, alem pewna, że jesteś niewinna i zawsze cię będę kochać.
Pani Dubreuil odeszła z Klarą. Gualeza została sama, otoczona groźnym tłumem. Mimo wyrzutów i gniewu pani Dubreuil, Marja spodziewała się, że wszystko skończy się spokojnie, dopóki widziała koło siebie dzierżawczynię i jej córkę Klarę. Lecz gdy obie odeszły, kiedy została sama, na łasce wieśniaków, sił jej zabrakło; musiała oprzeć się o głąbokie koryto do pojenia koni. Położenie nieszczęśliwej godne było litości. Gniew, groźby, krzyki otaczających wieśniaków, coraz wzrastały. Oparta o brzeg kamiennego koryta, z głową opuszczoną i zakrytą rękoma, nieruchoma, mdlejąca, Gualeza była smutnym obrazem rezygnacji i boleści.
O kilka kroków dalej, wdowa po zabitym triumfując i jeszcze bardziej rozjątrzona przeciwko Marji, pokazywała ją dzieciom i wieśniakom z nienawiścią i wzgardą. Ludzie folwarczni, stojący naokoło, nie ukrywali swoich uczuć; surowe ich twarze wyrażały oburzenie, gniew; najbardziej zaś zagniewane i oburzone były kobiety.
— Zaprowadzić ją do mera! — zawołał jeden.
— Tak tak, a jak nie pójdzie dobrowolnie to ją poprosimy.
— I to śmie ubierać się jak i drugie uczciwe dziewczęta, — rzekła jedna z najbrzydszych wieśniaczek.
— A takie niewiniątko udaje, — dodała inna.
— Ale póty dzban wodę nosi, póki się ucho nie urwie — Będziesz ty inaczej śpiewać i wydasz mordercę! — krzyczała wdowa. — Wszyscy jesteście z jednej bandy. Zdaje mi się nawet, że i ty z nimi byłaś.
— Ależ, pani, już od dwóch miesięcy mieszkam w Bou-