Strona:PL Sue - Tajemnice Paryża.djvu/208

Ta strona została skorygowana.

nęła się na kolana, złożyła pobożnie ręce, zamknęła oczy, modliła się i czekała.
Wieśniacy, zdziwieni jej postawą i milczącą powolnością, wstrzymali się z wykonaniem dzikiego zamiaru; lecz kobiety wymawiały im słabość, zaczęli więc znowu krzyczeć dla dodania sobie odwagi. Dwóch schwyciło Marję, gdy wtem odezwał się głos wzruszony, drżący:
— Stójcie!
W tejże chwili pani George przedarła się przez środek tłumu, przystąpiła do klęczącej Gualezy, wzięła ją w swoje objęcia i podniosła z ziemi mówiąc:
— Wstań, moje dziecię! wstań, kochana córko! tylko przed Bogiem się klęka.
Ton i postawa pani George były tak śmiałe, tak nakazujące, że tłum cofnął się i stał w milczeniu. Twarz pani George, zwykle bladą, okrył rumieniec oburzenia. Rzuciła na wieśniaków śmiałym okiem i rzekła głośno i groźnie:
— Nędzni! czy wam nie wstyd dręczyć to nieszczęśliwe dziecko?
— Cóż wielkiego? wszakże ona jest...
— Moja córka! — zawołała pani Goerge, przerywając im. — Ksiądz Laporte, którego wszyscy błogosławią i szanują, kocha ją i jest jej opiekunem, a tych, których on kocha, wszyscy powinni szanować.
Te proste słowa nakazały wieśniakom milczenie. Pani George wołała:
— Choćby ta nieszczęśliwa dziewczyna była ostatnią z kobiet, wasze postępowanie zawsze jest ohydne. Za co ją chcecie karać? jakiem prawem? jaką macie do tego władzę? żeście mocniejsi? Chodź, Marjo, chodź, kochane dziecię. — I pani George wzięła Marję pod rękę; zawstydzeni wieśniacy uznali dzikość swego postępku i usunęli się z uszanowaniem.
Tylko wdowia zastąpiła pani George drogę i powiedziała jej śmiało: