lat, śpiewasz jak słowik, wszyscy cię lubią — i użalasz się. A cóż dopiero, gdy będziesz stara, jak tutejsza gospodyni?
— O, ja tak długo nie pożyję, umrę młodo; już kaszlę ciężko.
— Czy często przychodzą ci takie myśli, Gualezo? — spytał Rudolf.
— Czasem, może pan to lepiej zrozumiesz od niego. Kiedy widzę, jak mleczarka z wózkiem wraca na wieś, jakże jej zazdroszczę! Ja idę sama jedna do ciemnej izby, gdzie nawet słońce nie zajrzy.
— A więc bądź uczciwą!
— Uczciwą, mój Boże! a jakim sposobem? Za co? Suknie, które mam na sobie, należą do gospodyni, winnam jej za mieszkanie i za stół... nie mogę ruszyć się z miejsca. Kazałaby mnie przytrzymać. Dawaj pić, Szurynerze, — rzekła żywo, podsuwając szklankę — nie, nie wina, daj wódki, to mocniejsze. — A wypiwszy z widocznem obrzydzeniem, dodała: — Szkoda, że wódka ma tak brzydki smak.
Rudolf słuchał tej smutnej powieści ze wzrastającem zajęciem. Nędza i opuszczenie zgubiły nieszczęsną.
Strona:PL Sue - Tajemnice Paryża.djvu/21
Ta strona została skorygowana.