Strona:PL Sue - Tajemnice Paryża.djvu/22

Ta strona została skorygowana.
IV.
HISTORJA SZURYNERA.

Czytelnik nie zapomniał dwóch gości, na których trzecia osoba, później przybyła, miała pilne oko. (Jeden z nich ciągle chował lewą rękę i kilkakroć dopytywał się, czy Bakałarz nie był dziś w garkuchni). Podczas opowiadania Guazely, którego słyszeć nie mogli, niepokój ich wzrastał. Człowiek, który ich śledził, porównawszy postać ich z opisem na papierku, wstał i rzekł do gospodyni:
— Słuchajcie, matko, ja zaraz wrócę; pilnujcie mojej butelki i mojego talerza.
— Bądź spokojny, jeśli butelka próżna, a na talerzu nic niema, nikt ich nie dotknie.
Gdy człowiek ten wychodził, Rudolf spostrzegł na ulicy węglarza kolosalnego wzrostu. Nim drzwi się zamknęły, Rudolf miał czas okazać gestem, jak dalece jest mu przykry ten rodzaj opiekuńczego dozoru: węglarz jednak, nie zważając na to, nie oddalił się od gospody.
Gualeza, chociaż odurzona nieco wódką, nie odzyskała swej wesołości; oparta o ścianę, ze spuszczoną głową, pogrążyła się w czarnych myślach.
Szuryner, przeciwnie, był w najlepszym humorze, sam jeden spożył całą wieczerzę; wino i wódka rozwiązały mu język. Dzika otwartość, z którą się przyznał, że zabił człowieka i odniósł słuszną karę, duma, z jaką upewniał, że nigdy nic nie kradł, zdawały się dowodzić, że