upomniał, że powinnam uważać panią Roland za drugą matkę. W trzy miesiące patem ojciec zdjął żałobę, pod pozorem, że żałoba w sercu się nosi. Coraz mniej okazywał mi przywiązania; tylko przy śniadaniu i obiedzie widywałam go, zresztą cały dzień mogłam jeździć konno z lokajem, albo chodzić po lesie otaczającym zamek. Rzadko znajdowałyśmy się same z panią Roland, obie unikałyśmy podobnego spotkania. Raz mi tylko powiedziała: — „Strzeż się, chcesz ze mną walczyć, ale zginiesz“. — Jak moja matka? — odpowiedziałam. — Szkoda tylko, że niema Polidoriego, możeby panią zapewnił, że to będzie pojutrze. Wkrótce potem drobny wypadek rozstrzygnął mój los. Między obrazami, zawieszonemu w salonie, był i portret mojej matki. Raz nie spostrzegłam go. — Pojmuję, — rzekłam do miej ozięble, — że pani przykro być musi patrzeć na rysy mojej matki; nie należało jednak dlatego wyrzucać na strych portretu zacnej kobiety, która przez litość przyjęła panią do swego domu, gdyś była w nędzy.
— Milcz! — krzyknął na mnie ojciec.
— Pozwól sobie powiedzieć, — odparła pani Roland, — że nie mam żadnej wdzięczności dla twojej matki; nie lubiła mnie i mieszkałam tutaj wbrew jej woli. — Pani Roland przerwała rozmowę, bo zemdlała.
Na drugi dzień ojciec rzekł: „Żeby nie wznawiały się podobne sceny, jak wczorajsza, oświadczam ci, że po skończonej żałobie ożenię się z panią Roland. Ale przedtem ty powinnaś wyjść za mąż, w posagu masz miljon po twojej matce, a już mnie proszono o twoją rękę, ja się tem zaraz zajmę, żebyś zaś nie lżyła przy gościach mojej przyszłej żony, nie kazałem cię wpuszczać do sali, chyba, że będę tylko sam z panią Roland“. Od tego czasu jedynie przy obiedzie widywałam ojca. Wszyscyśmy milczeli. Pani Roland wymyśliła nowy sposób dręczenia mnie: siadywała w krześle mojej matki, w jej krosnach szyła.
Strona:PL Sue - Tajemnice Paryża.djvu/222
Ta strona została skorygowana.