Strona:PL Sue - Tajemnice Paryża.djvu/226

Ta strona została skorygowana.

owoc naszego małżeństwa! Nie chcę, żeby bolała nad swemi dziećmi, jak ja się nad nią męczyłam.
— Wyznaję, że macocha zemściła się okropnie, lecz poczekaj pani, i ją może dosięgnąć zemsta. Lecz nazajutrz po okropnej nocy, cóż mówił markiz?
— Przyznał mi się ze szczególną prostotą, że dwa pierwsze małżeństwa zerwała familja jego narzeczonych, dowiedziawszy się o jego strasznej chorobie. Mimo to jeszcze raz ośmielił się. I takich ludzi nazywają uczciwymi, szlachetnymi!
— Lecz on kochał panią!
— Czyliż dlatego, że kochał, miał mnie poświęcić swemu egoizmowi? Byłam tak udręczona, tak pragnęłam wydostać się co najprędzej z ojcowskiego domu, że możeby mnie wzruszyło jego nieszczęście, gdyby mi się zwierzył z zupełną szczerością. Jam wierzyła markizowi, a on mnie pierwszy niegodziwie zdradził. Ujął mnie jego silny, spokojny smutek, a smutek ten wypływał z przekonania, że jego choroba jest nieuleczalna.
— Lecz choćby był pani nieprzyjacielem, powinnabyś się litować nad jego cierpieniami; wszak pani masz tak dobre, tak szlachetne serce.
— Mogęż ulżyć jego cierpieniom? W chwili napadu choroby, w dzikiem szaleństwie, on nic nie czuje, nie słyszy, a potem wpada w zwierzęcą bezwładność. Kiedy córkę moją choroba napada, ja tylko całuję jej ręce i przeklinam sprawcę jej cierpień! Skoro się ma lepiej, znika i nienawiść do jej ojca, wtedy lituję się nad nim. Tak ciągle przechodzę od nienawiści do łez i rozpaczy. Chciałam stworzyć sobie jaśniejsze życie — marzyłam o miłości, oddałam się jej i wiadomo księciu, jakem się okropnie zawiodła!
— Ale nie pani jedna cierpisz!
— Co książę przez to rozumie?
— Wszyscy mają pani męża za najszczęśliwszgo, dlatego właśnie, że pani jesteś jego żoną... on jednak zasłu-