Strona:PL Sue - Tajemnice Paryża.djvu/227

Ta strona została skorygowana.

guje na największą litość; któż ma bardziej gorzkie, bardziej nieznośne życie? On ciężko zawinił względem pani, lecz odniósł za to okrutną karę — kocha panią do szaleństwa, a wie, że musisz mieć do niego niepokonaną odrazę, chorowita, cierpiąca córka jest mu wiecznym, żywym wyrzutom sumienia — niedosyć tego, zazdrość go ciągle dręczy.
— Jakże ja mu ulgę przyniosę, nie dając przyczyny do zazdrości? Ale choćbym nikomu serca nie oddała, nigdy do niego należeć nie będzie. On sam wie o tem dobrze; każde z nas żyje osobno, ale przy obcych ukrywam to odosobnienie, i nikomu jeszcze nie powierzyłam strasznej tajemnicy.
— Wierzaj mi pani, że odkryciem tej tajemnicy zupełnie jestem wynagrodzony za małą usługę, którą jej miałem szczęście okazać. Prosisz mnie pani o radę, lecz pozwolisz mi mówić otwarcie? Gdybyś się pani chciała zabawić „dobrze-czynieniem“, jestem pewny, że nicby się pani bardziej od tego zatrudnienia nie podobało. Rozumie się, że nie radzę, żebyś pani rozsyłała obojętnie, nawet z pogardą, hojną jałmużnę ludziom biednym, cierpiącym nędzę, zupełnie nieznanym pani, czasem nawet niegodnym dobrodziejstwa. Nie — żeby w dobroczynności znaleźć zabawę, weź pani na siebie, tak jak ja, rolę dobrego czarodzieja, a przekonasz się, że niekiedy dobry uczynek tak jest zajmujący, jak najciekawszy romans.
— Nigdym nie myślała, żeby można zapatrywać się na dobroczynność w ten sposób, — odpowiedziała z uśmiechem markiza.
— To odkrycie winienem obrzydzeniu do wszystkiego, co nudne. Gdybym miał tylko rozsyłać przez szambelana po kilkaset luidorów po cyrkułach Paryża, nie podobałaby mi się dobroczynność; lecz dobrze robić po mojemu, to rzecz najzabawniejsza w świecie. Mówię najzabawniejsza, bo pod tem słowem rozumiem wszystko, co się podoba, zajmuje, przywiązuje. Jeżeli pani ze-