Strona:PL Sue - Tajemnice Paryża.djvu/231

Ta strona została skorygowana.
XLVII.
NĘDZA. — DŁUG.

Czytelnik zapewne nie zapomniał, że na poddaszu, w domu:na ulicy Temple, mieszkała nieszczęśliwa rodzina szlifierza drogich kamieni, Morela, zaprowadzimy czytelnika do biednego mieszkania. Piąta godzina rano. Na ulicy cisza głęboka, noc ciemna, zimno, deszcz pada. Kawałek świecy, zatknięty w rozczepione drewno, zaledwie oświeca małą izdebkę, ścieśnioną jeszcze do połowy pochyłością spuszczającego się dachu, świeca stoi na warsztacie szlifierza, a obok niej miga garść brylantów i drogich kamieni nadzwyczajnej wielkości i najpiękniejszego blasku. Morel szlifował prawdziwe brylanty, a nie fałszywe, jak mówił swoim sąsiadom i czemu oni zupełnie wierzyli. Dzięki tak niewinnemu zmyśleniu, mógł mieć u siebie brylanty, nie lękając się kradzieży. Tyle bogactwa, oddanego w ręce takiej nędzy, uwalnia nas od potrzeby wspominania o uczciwości Morela.
Morel siedzi na drewnianym stołku bez poręczy. Znużony pracą, zimnem i długą bezsennością, opuścił na stół siwą głowę, ubogie suknie ledwie osłaniają go od zimna, panującego w izbie.
Knot u świecy długi i czarny, znać szlifierz dość dawno zasnął, inni zaś mieszkańcy poddasza, a jest ich siedmiu, wcale nie śpią. Tak, w tej ciasnej izbie mieszka ośmioro ludzi. Pięcioro dzieci: najstarsze ma lat dwa-