Strona:PL Sue - Tajemnice Paryża.djvu/236

Ta strona została skorygowana.

— Cóż będziemy robić?
— Albo ja wiem.
— Otóż co to znaczy pracować dla faktorów; co innego mieć do czynienia z jubilerami. Ale ty zawsze dajesz się skubać, twoja własna wina!
— Moja wina! — zawołał biedak zniecierpliwiony dziką wymówką. — Alboż to nie twoja matka jest przyczyną wszystkich naszych nieszczęść? gdybyśmy nie musieli zapłacić za brylant, który mi zgubiła, mielibyśmy zapas, mielibyśmy swoje tysiąc franków, cośmy musieli odebrać z kasy oszczędności i nie bylibyśmy winni notarjuszowi Ferrand tysiąc trzysta.
— I jego także nie chcesz prosić o pieniądze; prawda, że skąpiec, lecz można spróbować.
— Nigdy! wolałbym umrzeć z głodu, niźli go o co prosić. Nie wspominaj mi o tym człowieku, bo oszaleję.
— Tak, gniewaj się na niego, za to wsadzi cię do więzienia za weksel na tysiąc trzysta franków. Ja sama nie mogę go cierpieć, ale ma nas w ręku, trzeba więc...
— Poświęcić mu naszą córkę! — krzyknął Morel gniewnym głosem.
— Ach! Boże, bądźże cicho! dzieci nie śpią, mogą cię usłyszeć.
— Niech słuchają! — odpowiedział Morel ze strasznym śmiechem. — Powtórz jeszcze, że ma nas w ręku, że może mnie wtrącić do więzienia, że trzeba mu oddać na pastwę Ludwikę. — Tu głośno zapłakał; dobra ta dusza nie mogła znieść długo tonu bolesnego szyderstwa. — O moje biedne dzieci! — zawołał, zanosząc się od płaczu, — moja dobra, piękna Ludwiko! Dlaczego ona tak piękna? Jej piękność jest przyczyną wszystkich naszych nieszczęść. Gdyby nie była tak piękną, notarjusz nie pożyczyłby mi pieniędzy, a jabym nie musiał teraz znosić jego umizgów do mojej córki.
— Cóż poczniemy, mężu? Notarjusz powiedział Ludwice: „Jeżeli ode mnie odejdziesz, każę wsadzić do wię-