Strona:PL Sue - Tajemnice Paryża.djvu/238

Ta strona została uwierzytelniona.

— Jak tu śmierdzi nędza i śmierć! — rzekł Malicorne.
— Prawda, wcale nie piżmem nie pachnie — odpowiedział Bourdin z pogardą.
Z za przymkniętych drzwi widać było złośliwą i chytrą twarz Kulasa, który, poszedłszy za nieznajomymi, śledził ich oczami i przysłuchiwał się z uwagą.
— Czego chcecie? — zapytał nakoniec zniecierpliwiony Morel.
— Szukamy Hieronima Morel — odpowiedział Bourdin.
— Ja mim jestem.
— Jesteś Morel, szlifierz brylantów?
— Tak. Ale mówcie czego chcecie, albo idźcie sobie precz!
— Boże! — zawołała przerażona Magdalena. — Mężu, krzyknij o pomoc.
W istocie Morel, widząc zbliżających się coraz bardziej dwóch nieznajomych, zląkł się i obiema rękami nakrył brylanty!
Kulas usłyszał słowa Magdaleny, widział poruszenie Morela, i pomyślał:
— Aha! mówili, że on szlifuje fałszywe kamienie! Gdyby były fałszywe, toby się on o nie tak nie bał. Trzeba to powiedzieć Puhaczce!
— Idźcie precz, albo zawołam o pomoc, — rzekł Morel.
— Nie ty, ale my mamy prawo zawołać o pomoc. A teraz pofatygujesz się z nami do więzienia.
— Do więzienia! ja? — zapytał jak piorunem rażony Morel.
— Tak do więzienia, za długi.
Malicorne przeczytał sądowy wyrok.
— A gdzie Ludwika? — zapytał Morel nie słuchając wyroku. — Już jej niema u notarjusza, kiedy mię biorą